Restaurants near Pizzeria Na Barskiej, Warsaw on Tripadvisor: Find traveler reviews and candid photos of dining near Pizzeria Na Barskiej in Warsaw, Mazovia Province.
Centrum Warszawy. Z wielkiego billboardu uśmiecha się Patryk Jaki. Kawałek dalej przy Alejach Jerozolimskich 121 mieści się niewielki bar “Farszem nadziane”. Z siedziby Prawa i
Takie mocno nadziane i wyraziste w smaku. Jeżeli to Twoje smaki to gorąco polecam wypróbować ten przepis na przepyszne zapiekane naleśniki z kurczakiem, szpinakiem i fetą ! Farsz jest bardzo wyrazisty i aromatyczny, a takie zapieczone na wierzchu z listkami świeżej bazylii, mozzarellą oraz cienkimi plasterkami pomidora smakują wręcz
Ciasnota, bezpośrednie wpadanie do środka z ulicy i niskie stołeczki, na których siedziało się jak w kuchni u sąsiadów, stwarzały tu niezwykle gadatliwą atmosferę, nic więc dziwnego, że Lajkonik był najpotężniejszą w Warszawie kuźnią plotek. – pisał Leopold Tyrmand.
sól. opakowanie ciasta francuskiego. ♥ Namoczoną fasolę ugotuj do miękkości i odcedź z wody. ♥ Cebulę obierz i posiekaj. Wrzuć do rozgrzanego rondla z odrobiną oliwy. Niech cebula się zeszkli. ♥ Czosnek obierz i posiekaj bardzo drobno. Dodaj do cebuli i smaż około 30 sekund. ♥ Szpinak, pietruszkę i kolendrę posiekaj.
Farszem Nadziane offers also daily lunch sets for PLN 18 per person between 12:00pm-4:00pm. Farszem Nadziane proponuje także codziennie inny zestaw lunchowy za 18zł w godz. 12:00-16:00. ParaCrawl Corpus
SpaccaNapoli. SpaccaNapoli to eksperci od neapolitańskiej pizzy, którą wypiekają w Warszawie od 2013 roku. Ponadto w menu włoskiej restauracji znajdziecie inne autentyczne włoskie smaki w najlepszym wydaniu, jak frito misto, Burrata Caprese, Spinacina, Calzone w wielu odsłonach, kanapki Panuozzi czy świeże makarony.
ljDsyE. Jedzenie z budki w Polsce może być równie smaczne, jak oryginalny street food, trzeba tylko wiedzieć, co i jak zamówić. Razem z Hien Dinh Gock, Polakiem wietnamskiego pochodzenia, spróbowaliśmy sekretnego menu, a przy okazji porozmawialiśmy o “kulkach mocy" i o obraźliwym pojęciu "chinol". A na koniec TOP 10 wietnamskich barów według Hiena. Polacy rozsmakowali się w gorącym półmisku, kurczaku chrupiącym i w pięciu smakach, nazywając je “chińczykiem” lub “wietnamczykiem”. Tymczasem Ngo Van Tuong, autor książki "Słodko-kwaśna historia czyli wszystko, co chcieliście kupić w wietnamskich sklepach, ale baliście się zapytać", mówił niedawno, że właściciele budek wstydzą nazwać się swoją knajpę “kuchnią wietnamską”, by nie bezcześcić pięknej kulinarnej tradycji. Właśnie dlatego na szyldach umieszczają napis “kuchnia azjatycka”. I często sami się z tego śmieją. Pytam Hiena, mojego przewodnika po wietnamskiej Warszawie, czego brakuje “pol-wietowi”, by nazwać go pełnoprawną kuchnią wietnamską? - Wszystkiego. Szpinaku wodnego, tajskiej bazylii, kapusty pok choi czy galangalu. To jedzenie w ogóle nie reprezentuje “klimatu” Wietnamu - mówi. Restauratorzy są pragmatyczni – nie straszą Polaków “dziwnymi” smakami. Nie kombinują i zarabiają kasę. Hien Dinh Ngoc Foto: Hien sam rzadko jada w takich miejscach, bo 99 proc. budek "wietnamskich" nie ma nic wspólnego z krajem jego rodziców. Ale dodaje: - W całej Polsce żyje od 30 do 80 tys. Wietnamczyków. A to oznacza, że gdzieś muszą się powstawać autentyczne bary. Tak się składa, że niektóre budki z jedzeniem mają sekretne menu. Pokażę ci je - mówi Hien. Knajpki? Wietnamczycy robią majątek na "pazurkach" - Kiedy zapraszam znajomych Polaków na swoje rewiry, to zabieram ich właśnie na bazar przy ul. Bakalarskiej - twierdzi Hien. To jedno z najbardziej “multi-kulti" miejsc w stolicy, gdzie handlują nie tylko Wietnamczycy, ale również osoby z Bliskiego Wschodu, Afryki czy państw i regionów byłego bloku wschodniego jak Ukraina, Rosja, Tadżykistan czy Czeczenia. - Można tu kupić wszystko – mówi Hien z błyskiem w oku. Główna alejka bazaru topi się w blasku różowo-niebieskich LEDy z napisami NAILS I BEAUTY. Tak, społeczność wietnamska na paznokciach zarabia jeszcze więcej niż na jedzeniu. Na kilka osobnych słów zasługują wietnamskie sklepy spożywcze na Bakalarskiej, które są naprawdę egzotyczne. To nie są "jakieś tam" sklepy orientalne w galerii handlowej, w których dostaniecie dwa napoje i trzy sosy "na krzyż". Na Bakalarskiej sprzedaje się na przykład durian, czyli śmierdzący zgniłym jajkiem owoc, zabroniony w wielu liniach lotniczych na świecie. Kosztuje 60 zł za kilogram. Albo – hit – czyli desery: gęsta, słodka "zupa" z fasolą i żelkami oraz sezamowo-kokosowe “pączki” z ciągnącego się ciasta, przypominające nieco tzw. "kurczaka w cieście kokosowym" Sklep wietnamski Foto: Miejsce numer jeden – Nam Son Rzecz jasna na Bakalarskiej są też bary z jedzeniem. Według Hiena restauracja Nam Son jest jedną z najbardziej autentycznych w całej Warszawie. - Gdybyśmy byli w Wietnamie, to powiedziałbym, że to taki “bar mleczny”. Wiele różnych, klasycznych dań. No i karta specjalnie dla "swoich". Hien podchodzi i po wietnamsku zamawia “ukryte” menu. Ukryte brzmi nieco sensacyjnie, ale nie ma tam oczywiście nic nielegalnego. Wietnamczycy nie chcą go eksponować, żeby nie straszyć Polaków nieoswojonym dla nich smakiem. Za 20 zł zamówiliśmy górę jedzenia. To takie wietnamskie tapasy. Miskę ryżu i mnóstwo małych dodatków. Bo tak się je w Wietnamie. Na talerzu znaleźliśmy specjalnie smażone tofu, marynowaną kalarepę, boczek w sosie sojowym, boczek chrupiący, kurczak na imbirze i w trawie cytrynowej, orzechy zasmażane z solą. Dodatkowo otrzymaliśmy zupę, która na pierwszy rzut oka wygląda jak pho. W rzeczywistości jedliśmy bon mang z cielęciną. Pachnie jak wietnamski miks przypraw z kardamonem, gwiazdkami anyżu i kminkiem. Na koniec na stół położono nam wietnamski wywar na bazie kości z żeberek plus szpinak. Neutralny w smaku, nieco wodnisty. Stworzony specjalnie po to, by pomieszać z nim wszystkie resztki. - Czegoś takiego w Polsce nie ma. W wietnamskiej kulturze kulinarnej nic nie może się zmarnować - mówi Hien. Nam Som Foto: Opracowanie Noizz Czy "chinol" to obraza? W knajpie Nam Som sosy ostry i słodko-kwaśny stoją na ladzie jak w każdym barze azjatyckim. Hien zabrania mi ich używać. - Wietnamczycy czasami kręcą bekę z Polaków, którzy zalewają jedzenie sosem. Ale to raczej sympatyczne żarty - mówi. Z czego jeszcze śmieją się Azjaci? - Z tego, że Polacy nie jedzą palcami i nie lubią ogryzać skórek oraz kości. Co jest w tym złego? To przecież normalne - mówi Hien. - Zabawne są też “kulki mocy”, czyli kurczak w cieście kokosowym - dodaje Hien. To jedzenie pokochały polskie osiedla, bo jest tanie i sycące. - U nas kompletnie się tego nie je. Przy okazji zapytałem Hiena o inną polską rzecz, czyli popularne pojęcia “chińczyk” i “chinol”. - Właściciele lokali nie raz słyszą zza baru, kiedy Polacy mówią, że “są u chinola”. Dobrze wiedzą, że ich się tak nazywa. Polakom często wymyka się to jakby od niechcenia i chyba nie mają nic złego na myśli. Uważam, że wynika to z niskiej wiedzy na temat Azji, bo przecież jak skośne oczy to Chińczyk. Większość osób, które znam, nie obrażają się na to, ale radziłbym uważać. Poza tym każdemu radzę poczytać trochę o Azji, bo jest ogromna i każdy może znaleźć tam dla siebie trochę inspiracji - dodaje. Hitem są wietnamskie desery do nabycia w sklepach przy Bakalarskiej Foto: Miejsce numer dwa - Viet Street Food Kolejną destynacją na mapie warszawskiego "chińczyka" jest knajpa Viet Street Food, znajdująca się na willowej Saskiej Kępie. Wszyscy warszawscy foodies polecają to miejsce. Mają rację. To restauracja, która znajduje się w domu jednorodzinnym, co nadaje miejscu klimat wietnamskich obiadów domowych. Można sobie usiąść na przykład w ogródku. Za kartę odpowiada tutaj 60-letnia szefowa kuchni z Wietnamu, która zjadła zęby na tym jedzeniu i wie jak to się robi. Tutaj zjedliśmy banh mi, czyli przepyszną, chrupiącą bagietkę francuską z piklami z marchewki, kolendrą i wietnamskim farszem. Do wyboru są trzy wkłady: pasztet, wieprzowina lub tofu. Dodatkiem był tutaj srirachonez, czyli własnej roboty mieszanka tajsko-amerykańskiego sosu Sriracha oraz majonezu. Bahn mi Foto: Opracowanie Noizz Czy to jest najlepsza kanapka, jaką jadłem? Na sto procent umieściłbym ją w czołówce. Było naprawdę dobrze i myślę, że ta bahn mi spokojnie mogłaby być nocną alternatywą dla kebabów. To typ jedzenia, który przypadnie do gustu Polakom – smakuje egzotycznie, a zarazem nie wymaga od nich przekroczenia granicy komfortu. Podobno tutaj jest też najlepsza pho w Warszawie, a to niełatwe danie. Jak mówi Hien: - Z pho jest jak z bigosem. Niby wszyscy wiedzą jak smakuje, ale łatwo go spieprzyć. Miejsce numer trzy – Shabu Shabu W definicji street foodu, którą zarysowałem przed naszym spotkaniem, istotna była cena. Naszą górną granica jest 30 zł za to, by wyjść z knajpy w miarę najedzonym. Trzy dychy jak na Warszawę to skromny budżet. Mimo wszystko trafiamy na najbardziej fancy ulicę w mieście - Mokotowską. Shabu Shabu Foto: Agata Grzybowska / Agencja Gazeta Restaurację Shabu Shabu prowadzi Linh Nguyen - Wietnamka, która przyjechała do Polski kilkanaście lat temu i rewolucjonizuje spojrzenie Polaków na jedzenie z jej kraju. W swojej knajpie próbuje odzwierciedlić kuchnię ze środkowo-południowego Wietnamu, gdzie kolonie francuskie miały wpływ. Z oporem spróbowałem tutaj wietnamskiej, chrupkiej kaszanki, doprawionej tamtejszymi przyprawami. W jej smaku czuć było świeżość i nutki trudnej do zidentyfikowania zieleniny, co jak na kaszankę jest chyba nietypowe. Ale w tej kwestii nie jestem ekspertem. Sporą atrakcją były dla mnie sajgonki, które musiałem skręcić sobie sam. Farsz na nie wyglądał tak: Shabu Shabu - kaszanka oraz "farsz" na sajgonki Foto: Opracowanie Noizz Shabu Shabu to też knajpa z hot potem. Zasada jest tutaj bardzo prosta: najpierw wybierasz bulion, a później dodatki, które samodzielnie w nim ugotujesz. To ty odpowiadasz za sterowanie “ogniem”. Nie smakuje? Twoja wina. Spróbuj jeszcze raz! Podróż z Hienem po wietnamskim street fodzie pokazała mi nieznaną dotychczas stronę Warszawy, uświadamiając, że nasza stolica z roku na rok staję się coraz ciekawszą, wielokulturową metropolią. Wietnamczycy w Polsce, próbując dostosować się do naszego gustu kulinarnego, niechcący zbudowali stereotyp kuchni niskiej jakości. Na szczęście czasy się zmieniają, a kuchnia wietnamska w Polsce staje się coraz bardziej autentyczna. Wystarczy tylko dobrze poszukać. BONUS. TOP 10 wietnamskiego street food w Warszawie i okolicach: Pho Toan Nam Son Van Binh Viet Street Food Vietnamka Shabu Shabu to to pho Pekin express Oh my pho Yến Béo - Wólka Kosowska Xing Long - Wólka Kosowska
Bar z płatkami śniadaniowymi nazywa się Monsters i został otwarty przy ul. Oboźnej. To pierwsze takie miejsce w Warszawie. Spróbujemy tam wielu rodzajów płatków śniadaniowych, które nie są dostępne w naszym kraju. Bar z płatkami śniadaniowymi, Warszawa. Powstało pierwsze takie miejsce w stolicy!Monsters otwiera trzech przyjaciół - dwóch Anglików i Polak pochodzący z Arabii Saudyjskiej. - Łączą nas dwie rzeczy. Kochamy Warszawę i jej hipsterskie klimaty oraz zamiłowanie do płatków śniadaniowych. Tym chcielibyśmy sie podzielić! - przekonują. Koledzy postanowili więc otworzyć pierwszy w stolicy bar z płatkami śniadaniowymi. Będziemy mogli wybierać w nim spośród 35 rodzajów płatków z Anglii i Stanów Zjednoczonych, które nie są dostępne w Polsce. - Dla Polaków, którzy byli na Zachodzie mamy nadzieję, że to będzie miłe wspomnienie, a dla tych, którzy ich nie znają, ciekawe odkrycie - piszą pomysłodawcy ofercie lokalu znajdują się też bajgle, naleśniki oraz śniadania. A dla tych, którzy będą chcieli np. dłużej i w spokoju pouczyć się do egzaminu na studiach, Monsters przygotował specjalną ofertę - nielimitowaną ilość kawy lub herbaty za 10 zł za godzinę. - Mamy nadzieję, że stworzymy nowe miejsce, gdzie ludzie bedą lubili siedzieć, uczyć się lub pracować - mówią.
Website ratings TA Trip Last update on 27/02/2020 Google Last update on 19/05/2021 Facebook Last update on 15/08/2020 ST Sluurpy the best restaurants near you Last update on 15/08/2020 Info Stay updated about Farszem Nadziane's offers Sluurpy's certification Read the reviews on Compare the best restaurants near Farszem Nadziane QR Code Menu Map Related restaurants Our aggregate rating, “Sluurpometro”, is 89 based on 204 parameters and reviews If you need to contact by phone, call the number +48 690 212 222
Popularność kuchni gruzińskiej w Polsce w ostatnich latach sprawia, że restauracje i piekarnie gruzińskie wyrastają (w Warszawie na pewno) jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Nie wiem czy mają szanse wyprzedzić w statystykach ilość budek z kebabem 😊 ale jak widzę, dobrze im idzie. Ja nie nadążam, co i rusz zaskakuje mnie nowe miejsce napotkane podczas spaceru po warszawskich ulicach. Dlatego też mogę zaryzykować stwierdzenie, że kuchnia gruzińska jest już całkiem dobrze znana polskiemu obywatelowi. A na pewno dobrze znane są jej sztandarowe dania jak chinkali czy chaczapuri. Tym, którzy w smakach gruzińskich dopiero zaczynają się poruszać przygotowałam listę dań, których koniecznie trzeba spróbować w Gruzji, tych które na pewno nie polecam, oraz listę miejsc, do których my w Warszawie chętnie zaglądamy kiedy najdzie nas ochota na gruzińskie. #1 chinkali Chinkali to pierożki w kształcie sakiewki. Mięsne, grzybowe albo serowe. Zakochaliśmy się w nich jeszcze w Polsce, a w Gruzji pokochaliśmy jeszcze bardziej. Jemy je chwytając za końcówkę i obracając „do góry nogami” – odgryzamy kawałek i wypijamy znajdujący się w środku rosół (pycha!), zjadamy resztę zostawiając końcówkę. Ja na początku jadłam też końcówki, jak widać od ich zjedzenia się nie umiera 😊 chinkali- gruzińskie pierogi / te tutaj w Khinkali House chinkali- gruzińskie pierogi / te tutaj od Sofii Melnikovej Gdzie na chinkali w Tbilisi? Sofia Melnikova’s Fantastic Dougan (22 Revaz Tabukashvili St., Tbilisi) Lokal mieści się na tyłach Muzeum Literatury i wcale nie łatwo go znaleźć – jedyna tablica znajduje się na furtce, ale gdy ta jest otwarta tabliczki oczywiście nie widać. Że to właściwe miejsce poznacie po mieszance głośnej rozmowy kucharek i dźwięków obijanych garów dochodzących z kuchni 😊 Zamówiliśmy tutaj chinkali w trzech smakach – mięsne (tzw. mountain style, cena 0,80 lari/szt), grzybowe (0,90 lari/szt) i serowe (0,80 lari/szt). Farsz w chinkali jest bardzo aromatyczny (szczególnie w grzybowych), natomiast ciasto dosyć grube (inne niż to, do którego wciąż nawołuje pani Magda Gessler 😊 ) a w mięsnych było mało rosołu. Ale generalnie bardzo nam smakowały, więc miejsce polecamy. Khinkali House(37 Shota Rustaveli Ave, Tbilisi) A to miejsce w Tbilisi to miejsce obowiązkowe na chinkali. Wystrojem przypomina polskie lokale z lat 80., w których można było zjeść, wypić wódeczkę, potańczyć i wyrwać… W Khinkali House nie mieliśmy ochoty eksperymentować więc zamówiliśmy tylko pierożki z farszem mięsnym (cena: 0,75 lari/szt). Okazały się najlepsze ever! Dlatego to miejsce jest naszym numerem 1 w Tbilisi. #2 chaczapuri Chaczapuri to bardziej złożony temat. W skrócie to po prostu zapiekany placek, najczęściej z serem. Przez niektórych nazywany gruzińską pizzą (po co to porównanie?). Odmian chaczapuri jest kilka – różnią się sposobem wykonania, kształtem, ogólnym wyglądem czy nadzieniem. Adżaruli, czy chaczapuri adżarskie to to najbardziej fotogeniczne, w kształcie łódki z jajem na środku. Podaje się gorące z porcją masła, które miesza się razem z owym jajem i serem, którym nadziane jest chaczapuri. Niektórych odrzuca właśnie to surowe jajo, mnie powstrzymało przed spróbowaniem chaczapuri w Gruzji. W Polsce jadłam w kilku miejscach i uwielbiam (odradzam odchudzającym się – masa chleba z tłustym serem, czyli milion kalorii). Adżaruli, czyli chaczapuri adżarskie. To na zdjęcie zrobiłam podczas warsztatów w restauracji Chinkalnia. Imeruli ma kształt okrągłego placka, z farszem serowym w środku. Wersja z dodatkową porcją sera na wierzchu to chaczapuri megruli. Najlepsze chaczapuri są świeże, jeszcze ciepłe. Po ostygnięciu to już nie to samo. W piekarniach i budkach z pieczywem dostaniecie również chaczapuri z fasolą (lobiani), z mięsem a nawet z ziemniakami (cena: kilka lari/szt). Placki są tak duże, że spokojnie mogą zastąpić obiad, szczególnie kiedy wybieracie się w dłuższą podróż. A kupione zaraz po wypieczeniu trzymają ciepło przez wiele godzin. chaczapuri na ulicy w Tbilisi #3 gruziński chleb (puri) Najwięcej emocji wzbudza ten w kształcie łódki (shoti puri), wypiekany przyklejony do wewnętrznej ściany specjalnego pieca. Podobnie jak polski chleb z białej mąki, tak i ten najlepszy jest póki jest ciepły, tylko co wyjęty z pieca. W Gruzji mieliśmy nawet okazję spróbować taki chleb samodzielnie uformować a potem przylepić do ściany pieca (uwaga! Bardzo łatwo o poparzenie). W piekarni chleb kosztuje ok. 0,70 lari. Dostępne są też znacznie grubsze chlebowe placki o okrągłym kształcie. Piekarnia w Kazbeki Próba samodzielnego wypieku shoti #4 dolma Dolma to takie malutkie „gołąbki”, w których kapusta zastąpiona została liśćmi winogron. Wypełnione farszem ryżowym i podawane z sosem śmietanowym. dolma i pkhali #5 pkhali i badridżani Obie te przystawki uwielbiam od lat, zanim jeszcze moja noga stanęła na gruzińskiej ziemi. Pkhali to mieszanka zmielonych orzechów włoskich z warzywami i ziołami – np. z burakiem, ze szpinakiem, z bakłażanem. Badridżani to z kolei grillowany bakłażan wypełniony masą orzechową. badridżani #6 pielmieni W Gruzji pielmieni najczęściej podawane są w gorącym glinianym naczyniu ze sporym dodatkiem kwaśnej śmietany na wierzchu. Dobre, chociaż daleko im do tych, które jedliśmy w Grodnie. #7 lula kebab Kolejna odmiana kebabu i kolejna, która nam bardzo smakowała. Charakteryzuje się tym, że podawany jest zawinięty w lawasz. Sam kebab jest z kolei dosyć sporych rozmiarów i grubaśny. Cóż, z lula kebabem Gruzini mogą stawać w konkury z kebabami tureckimi. W sumie to danie podobno wywodzi się z Azerbejdżanu, ale zyskało popularność w krajach Kaukazu i Azji Centralnej. lula kebab #8 Madame Bovary Dziwna nazwa dla dania i nie mam pojęcia kto i dlaczego mu takie nadał – jeśli wiecie, poproszę o komentarz pod wpisem. Danie podobno jest raczej sowieckie niż typowo gruzińskie, ale w Gruzji się zadomowiło (zresztą jak i pielmieni). Madame Bovary to zapiekanka mięsno-grzybowo-pomidorowo-ziemniaczana. My jedliśmy w Kazbegi w Shorena’s Bar. Jedna porcja jest na dwie osoby – i nie dobierajcie do niej chleba 😊 #9 sałatka gruzińska Prosta, niby zwyczajna sałatka ze świeżych warzyw (pomidory, ogórki, cebula) oprószona mielonymi orzechami. Niby. A jednak taka wyjątkowa. lula kebab i gruzińska sałatka w tle #10 churchkhela Doszliśmy do deseru. Churchkhela to nawinięte na nić orzechy i migdały, obficie wymaczane w roztworze na bazie soku z winogron i mąki. Następnie wieszane są do wyschnięcia na słońcu. Wyglądem przypominają świecę albo kiełbasę. Grubsze maja większa warstwę soku, w tych cieńszych dominują orzechy. Występują w różnych kolorach i rzeczywiście różnie smakują. Nie są wcale słodkie. Jacek z własnoręcznie zrobioną churchkhelą Schnąca na słońcu churchkhela churchkhela Nie wiem dlaczego nazywane są gruzińskim snickersem, którego w ogóle nie przypominają. My mieliśmy okazję zrobić własną churchkhelę po zwiedzaniu winiarni Khareba. #11 smakowe oranżady Cukier, cukier i jeszcze raz cukier. Ale spróbować w Gruzji trzeba. Szczególnie estragonowej, która kolorem przypomina płyn do mycia naczyń Ludwik. Smak również jest sztuczny. Ale przynajmniej raz każdy musi zamówić oranżadkę. Podejrzewam, że pod czaczę jest idealna. gruzińska oranżada #12 wino „Serdżo, a ty wolisz wino czy wódkę”- zapytaliśmy naszego kierowcę po Kakheti. „Wino” – odpowiedział bez namysłu – „Wódkę pije czasem zimą, jeden kieliszek. Ale wino jest dobre…” Wyobrażacie sobie taką odpowiedź polskiego kierowcy? W Gruzji wszyscy piją wino. Zresztą Gruzini uważają, że wino pochodzi właśnie z ich kraju. Jaka by nie była prawda, to kraj z bardzo długą historią i tradycją winiarstwa i będąc w Gruzji wypada gruzińskiego wina spróbować. Domowe wino w hotelu-winiarni Age Cellar Telavi Wino w hotelu-winiarni Age Cellar Telavi NIE POLECAM – zupy Moim zdaniem gruzińskie zupy to nie jest najlepszy wybór, ale ja na punkcie zup jestem trochę wybredna. Przyzwyczaiłam się do zup kremów, gotowanych na wywarze warzywnym, delikatnych, lekkich, fit. Te gruzińskie mogą przypaść do gustu miłośnikom tradycyjnej polskiej kuchni – są tłuste i ciężkie. Często też znajdziecie w nich spory kawał mięsa. A na wierzchu pływa spora warstwa tłuszczu. Chikhirtma – zupa z porządna wkładką z kurczaka Khashi – zupa wołowa GDZIE NA GRUZIŃSKIE W WARSZAWIE Chinkalnia (ul. Piękna 15, Warszawa) Restauracja mieści się w centrum Warszawy, w miejscu w którym nie przetrwały inne formaty restauracyjne. Im życzę, by się udało. Menu jest skromne, ale oparte na sztandarowych daniach kuchni gruzińskiej – zjecie tutaj chinkali, kilka odmian chaczapuri i kilka dań z grilla. My mieliśmy okazje uczestniczyć w warsztatach robienia chinkali i adżaruli organizowanych w restauracji. Wyobraźcie sobie, że te wszystkie zakładki na chinkali robi się ręcznie a ich ilość świadczy o kunszcie kucharza/kucharki. Dzisiaj już nie pamiętam ile maksymalnie zakładek udało mi się zrobić, ale pamiętam że nie było się czego wstydzić. Bardzo polecam te warsztaty, dlatego sprawdzajcie fejsbuka restauracji, miejsca rozchodzą się w mig. Restauracja Chinkalnia – warsztaty lepienia chinkali Restauracja Chinkalnia – warsztaty lepienia chinkali Gruzińska przystań (Al. Krakowska 153, Łazy) Restauracja znajduje się za Warszawą, przy trasie na Kraków. To w sumie niewielki domek, którego charakterystycznym elementem są gruzińskie flagi od frontu. W środku misz masz dekoracyjny, chwilami wiatr hula, a łazienka odbiega od warszawskich standardów. Natomiast miejsce broni się kuchnią i przyjazna obsługą. Porcje są spore, ceny przystępne, a smaki obłędne. Jacek mówi, że podają najlepsze chinkali w Warszawie. Gaumarjos (Al. KEN 47, Warszawa) Restauracja, która zyskała popularność dzięki programowi ‘Kuchenne rewolucje”. My znamy tę z Ursynowa. Podają tam bardzo dobre chinkali i chaczapuri imeruli. Minusem tego miejsca jest mała ilość stolików, bez rezerwacji w weekend ciężko o miejsce. Rusiko (Al. Ujazdowskie 22, Warszawa) To restauracja z troszkę wyższej półki, niż te wymienione wcześniej, i o najbardziej wyszukanym wystroju. Miejsce, do którego można zaprosić klienta biznesowego na prostą kuchnię gruzińskiego podaną na eleganckiej zastawie. Nie nabijam się, jest smacznie. Piekarnie Piekarnie kaukaskie czy gruzińskie są już chyba w każdej dzielnicy Warszawy. W tych miejscach spróbujecie chleba wypiekanego w tradycyjnym piecu oraz chaczapuri. Ceny są w nich moim zdaniem troszkę zawyżone. GRUZIŃSKI ZAWÓD – Rioni (CH Plac Unii) Postanowiłam kiedyś zrobić test i w każdej gruzińskiej restauracji, do której poszłam, zamawiałam chaczapuri adżarskie. To w Rioni było najgorsze. Dlaczego? Ze względu na ser użyty do wykonania dania. We wszystkich restauracjach jakich próbowałam danie bazuje na mieszance serów wśród których jest ser podpuszczkowy. Jego smak wyczuwalny w serowym farszu. Nie w Rioni. [Edited: grudzień 2018] Restauracja Rioni w CH Plac Unii została zamknięta. Nie dziwię się.
Jarosław Kaczyński jest seniorem i musi odpowiednio dobierać pokarm, aby jak najdłużej cieszyć się życiem i zdrowiem. Okazało się, że na jego stole można znaleźć ciekawe potrawy, o których niektórzy Polacy mogą pomarzyć. Co ciekawe, zauważono, że zdarza mu się jeść niczym rasowy weganin. Jarosław Kaczyński. Co je każdego dnia prezes PiS? Patrząc na dietę prezesa Prawa i Sprawiedliwości, można odnieść wrażenie, że do ludzi wybrednych raczej nie należy. Przede wszystkim, co nie jest żadną tajemnicą, jest osobą żyjącą samotnie. To jednak mężczyzna w pełni zaradny również w kuchni, który potrafi w niej nieźle upichcić. Wychodzi na to, że menu najważniejszego posła w kraju jest niezwykle bogate. Prezes jest wielkim miłośnikiem naszej kuchni i tradycyjnych potraw. Wszyscy z jego otoczenia doskonale się orientują, jakie potrawy najbardziej lubi spożywać. O preferencjach kulinarnych Kaczyńskiego sporo w ostatnim czasie opowiedział jego cioteczny brat Jan Maria Tomaszewski na łamach „Super Expressu„. Wątek ten pojawił się w kontekście europosłanki Lewicy Sylwii Spurek, która zaprosiła prezesa na wegańską ucztę, by ten przekonał się o zaletach bezmięsnej kuchni. Do wspólnej biesiady miałoby dojść podczas konsultacji dotyczących niezwykle istotnej sprawy dla Spurek, czyli o zmianach w prawie w celu skutecznej ochrony praw zwierząt. Wegańska zupa, wegański schabowy… – Panie premierze Jarosławie Kaczyński. Serdecznie zapraszam na miły, smaczny, wegański obiad bez cierpienia. Wiem, że dobro zwierząt zajmuje szczególne miejsce w Pana sercu. Proponuję wegańską zupę pomidorową, wegański „schabowy” z ziemniakami i ogórkami kiszonymi (na odporność), a na deser tofurnik, czyli wegański sernik – wystosowała apel europosłanka. Czy prezesowi poleciała ślinka na myśl o tak zastawionym stole? Jak już wspomnieliśmy, szef partii rządzącej i głowa koalicji Zjednoczonej Prawicy to, jak na prawdziwego Polaka przystało, wielki fan kuchni tradycyjnej, czyli naszej. Jak wspomniał, bywało, że jadał nietypowe i drogie potrawy w znakomitych restauracjach, ale to jednak nie są potrawy, które mogą połechtać jego kubki smakowe. – Lubię proste potrawy – bigos, placki kartoflane, pierogi ruskie, schabowego z kapustą, wszystkie rzeczy z grilla. Muszę się przyznać, że jadałem subtelne potrawy w bardzo dobrych restauracjach, ale nie zaszokowały mnie nadzwyczajną jakością – ujawnił prezes Prawa i Sprawiedliwości. Kapustka zasmażana, ziemniaki z koperkiem, kotlet tradycyjnie panierowany. To jego danie numer jeden, które średnio kosztowało zaledwie 19 zł. Jeszcze w 2018 roku prezes jadał obiady w lokalu o nazwie Farszem Nadziane w Warszawie. Tam gotowała dla niego szefowa kuchni Halinka. Nie mamy jednak pewności, czy lokal przetrwał lockdown i czy wciąż działa.
bar farszem nadziane w warszawie